b.a.u.d. - RECENZJE

Po mniej więcej półtora roku przerwy rodzimy label Katiusza POP powraca do życia z nową pozycją w katalogu - b.a.u.d. "ej systu ej". Zarówno ze strony internetowej projektu, jak i z okładki płyty, nie dowiemy się, kim jest b.a.u.d. . Wieje tajemnicą, że ho ho...
Taka też jest muzyka zawarta na krążku. Oniryczna, pełna tajemnic i zakamarków, kinematograficzna, klimatyczna, wręcz urocza. Czuć, że każdy utwór opowiada jakąś historię, jednocześnie tworzy zgraną, integralną część całego albumu. No i przede wszystkim muzyka w wykonaniu b.a.u.d. płynie, porywa od początku do samego końca i nie ma chwili, by się od niej oderwać choćby na moment. Po pierwszym przesłuchaniu samoistnie chce się włączyć płytę jeszcze raz. Niezależnie od tego, czy jedziemy tramwajem, samochodem, spacerujemy brudnymi chodnikami miasta, czytamy książkę, odpoczywamy... tego CHCE się słuchać! Rytm, klarnet, saxofon, pogłosy, field recordings, ambient, gitary, pianino, samplowane teksty [z filmów?] współgrają ze sobą w genialny sposób.
Jak już wspomniałem, nie udało mi się znaleźć żadnych konkretnych informacji o projekcie b.a.u.d. [poza tym, że poprzedni album wyszedł w 2002 roku w labelu Cat Sun - płyta "Dobranoc psy"]. Wydawca zdradził, że poznał nazwisko osoby ukrywającej się pod szyldem b.a.u.d. dopiero po dwóch latach znajomości, gdy poprosił o dane, pod jaki adres ma wysłać gotową [zresztą bardzo ładnie wydaną] płytę. Można by się zastanawiać, czy owa aura tajemniczości wokół artysty to zabieg celowy, czy wrodzona skromność. Obstaję przy drugiej opcji, ale czy to aż tak bardzo istotne? Moim zdaniem nie, ponieważ muzyka zawarta na tym albumie sama mówi o jej autorze! Tylko osoba skromna, jednocześnie świadoma swojej wrażliwości i wartości mogła stworzyć takie dźwięki. Za każdym razem, gdy słucham tej płyty, odkrywam coś nowego, kolejny ważny szczegół tej układanki. A to nie lada sztuka stworzyć coś tak wciągającego i przejmującego. "ej systu ej" trudno zakwalifikować w jakichś konkretny nurt muzyczny. I bardzo dobrze! W czasach wielości muzycznych "szufladek", b.a.u.d. czerpie garściami z wielu z nich, tworząc coś własnego, charakterystycznego tylko dla niego.
Można tego słuchać niezależnie od pory dnia czy roku. Po prostu wyjątkowy album.

mono / Gaz-Eta


Muszę przyznać, że gdy po raz pierwszy zobaczyłam opis najnowszego wydawnictwa Katiusza Pop, przez myśl przemknęło mi, że to pewnie kolejny projekt w rodzaju kwartetu na trzy laptopy i rurę do odkurzacza, gdzie ideologię dorabia się do zupełnego niczego. Coś mnie jednak tknęło by przesłuchać mp3 zamieszczone na stronie, zanim płytę po prostu zignorowałam. I momentalnie zwrociłam honor zarowno b.a.u.d.owi, jak i załodze Katiusza Pop. Na "Ej systu ej" naprawdę mamy muzykę, a nie zabawę w komponowanie. Czarująca płyta.

Mowiąc krotko, b.a.u.d konstruuje swoje utwory z elektronicznego fundamentu (ambientowych plam dźwiękowych i - dość często - mocnej perkusji z głębokim kickiem) i ornamentu w postaci samplowanych głosow. Momentami brzmi to więc jak nagrania terenowe z jakiegoś egzotycznego miasta (sporo jest zresztą akcentow Bliskiego Wschodu, choćby wszechobecny klarnet), czasem jak zapis dźwiękowy z centrum metropolii albo filmu akcji. Masa odbić echa, cięcia słow, zgłosek, przy czym - jak wspomniałam - nie jest to żadne mouth music, a li tylko ozdoba muzycznego, elektronicznego tła.

W efekcie "Ej systu ej" przesycona jest oniryzmem, pełnym subtelności sennym majaczeniem. Jeśli stan umysłu na cienkiej granicy między snem a jawą mogłby być muzyką, brzmiałby zapewne właśnie tak. Jeśli brać pod uwagę arcydokładne nagrania kapiącej wody, możnaby porownać muzykę b.a.u.d.a do concrete music - aż nie wejdą instrumenty akustyczne bądź elektroniczne. Wtedy zbliżamy się do ambientu lub po prostu - pozwolę sobie użyć tego określenia mimo pejoratywnych z nim skojarzeń - eksperymentalnej elektroniki.

B.a.u.d.owi udało się zachować harmonię pomiędzy doświadczeniami z materią dźwiękow przyrody a tworzeniem muzyki na rzeczywistych instrumentach. To nie jest łatwe, szczegolnie w czasach, w ktorych zapętlony odgłos spadającej monety a capella jest nazywany sztuką.

Szalenie istotny jest sprzęt, na ktorym płytę od Katiusza Pop przesłuchamy. Jeśli nie chcemy usłyszeć koncertującego nic, potrzebne nam są przynajmniej dobre słuchawki, ktore zdołają wydobyć głębię i przestrzeń, ktore stworzył b.a.u.d. Wtedy rzeczywiście można się poruszyć, gdy padnie filmowe "wake up number 37"...

Kaśka Paluch / 80bpm.net


Enigmatyczny projekt warty poznania i zasluchania sie, zatopienia. "ej systu ej" to 40 minut kolazy dzwiekowych misternie poukladanych, precyzyjnie splecionych. Pociete slowa i cale fragmenty wypowiedzi, delikatna elektronika, niepokojace brzmienie saksofonu, nostalgiczny fortepian, klimatyczne przeszkadzajki, czy blizej niezidentyfikowane odglosy organiczne i sztuczne - mimo ze plyta b.a.u.d.a sklada sie z dziesiatkow dzwiekow, to nie ma miejsca na chaos czy razace ucho zgrzyty. "ej systu ej" to muzyka, ktora doslownie w nas wsiaka podczas sluchania i robi to w sposob bardzo przyjemny!

Lukasz Kaminski / Gazeta Wyborcza